top of page

Przesiedlenie z ojcowizny

Większość pierwszych mieszkańców Świbnej została tu przesiedlona z województwa wileńskiego należącego do II Rzeczypospolitej. W wyniku II wojny światowej niestety nasza ojczyzna w tym kształcie przestała istnieć. Utracone Kresy zostały podzielone pomiędzy republiki należące do ZSRR. Rejon Postawski, gdzie znajdowały się Wasiewicze – wieś, z  której mieszkańcy stanowili trzon przyszłej Świbnej - znalazł się na terytorium Białoruskiej SRR, w obwodzie Witebskim (rejon postawski, posiełkowy soviet Woropajewo).

Wasiewicze mapa 1939.PNG

Wieś Wasiewicze w granicach II Rzeczypospolitej, gmina Łuczaj, powiat Postawy, województwo wileńskie

Zgodnie z umową podpisaną 9 września 1944 r. między Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego (PKWN) i Radą Komisarzy Ludowych Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (RKL BSRR), ludność polska mieszkająca w nowych granicach BSRR miała być przesiedlona do nowej Polski. Ewakuacja miała być dobrowolna i przeprowadzona na bardzo dogodnych warunkach dla wszystkich zainteresowanych. Ogłoszenie rozpowszechniane na Białorusi wydrukowane w języku polskim i białoruskim, podpisane przez głównych pełnomocników PKWN i RKL BSRR, informowało, że Polacy i Żydzi „mają prawo do ewakuacji, jeżeli tego chcą”. Ewakuowanym gwarantowano swobodę wyboru miejsca osiedlenia się w Polsce, anulowanie nieuregulowanych zobowiązań wobec państwa, ulgi na zagospodarowanie w nowym miejscu zamieszkania, a rolnikom takie same zasiewy, które pozostawiali na Białorusi.

Jesienią 1944 r. administracja białoruska przystąpiła do sporządzania spisów ludności katolickiej zainteresowanej przesiedleniem na obszarze całej republiki, przyjmując wyznanie jako podstawowe kryterium określające narodowość. Dotyczyło to wyłącznie osób, które przed 17 września 1939 r. posiadały obywatelstwo polskie. Na szczeblu rejonu, gdzie wydawano dokumenty, tworzono wykazy alfabetyczne. Przy każdym nazwisku umieszczano informacje określające tożsamość zainteresowanych wyjazdem do Polski.

Do stycznia 1945 r. zapisało się na wyjazd do Polski jedynie 95.652 osoby z Białorusi. Przed wypełnianiem deklaracji wyjazdowych powstrzymywało zarówno podziemie polskie, jak kler katolicki wychodząc z założenia, że obecność ludności katolickiej będzie wystarczającym argumentem dla mocarstw zachodnich przemawiającym na rzecz przywrócenia granic sprzed 17 września 1939 r. Po konferencji w Jałcie sprawę rejestracji chętnych na wyjazd do Polski potraktowano jako formę cichego plebiscytu, który miał wykazać polskość zachodnich obwodów BSRR. W kościołach duchowni wzywali wiernych do wpisywania się na listy wyjeżdżających argumentując, że taka demonstracja przesądzi o pozostawieniu tych ziem w granicach Polski. W niektórych rejonach, zwłaszcza wschodnich, rozpowszechniano natomiast informacje, że ci, którzy nie wyjadą do Polski zostaną wywiezieni za Ural.   Młodzi mężczyźni wpisywali się na listy wyjeżdżających aby uniknąć mobilizacji do Armii Czerwonej lub przymusowych prac na rzecz potencjału militarnego ZSRR. Takiej okoliczności nie uniknął Stanisław Kiewlicz, który został wywieziony do fabryki czołgów w Omsku. Pozostał tam do 1950 roku. Wtedy zezwolono mu powrócić do rodziny, która mieszkała już w Świbnej.

Oprócz tych, których polskość nie budziła wątpliwości władz sowieckich, na wyjazd zapisało się ponad 30 tys. osób, które nie były w stanie przedstawić żadnych dokumentów, głównie metryk chrztu w Kościele katolickim, stanowiących podstawę dla określenia narodowości jako polskiej. Mieszane komisje polsko-białoruskie badały wówczas sprawę w miejscu urodzenia ubiegającego się o wyjazd i podejmowały decyzje w oparciu o zeznania mieszkańców danej miejscowości. Po konferencji w Poczdamie, gdy znikły nadzieje na pozostanie tych ziem w granicach Polski ruszyła główna fala przesiedleńców na zachód. Do 15 czerwca 1946 r. zarejestrowało się na wyjazd do Polski 157.497 rodzin (535.284 osoby). Do tego czasu wyjechało z Białorusi 226.315 osób. Większość Polaków nie kwapiła się jednak do wyjazdu. Dotyczyło to zwłaszcza chłopów, którzy nie chcieli utracić ojcowizny.

Podczas organizacji akcji przesiedleńczej pojawiły się znaczne różnice między pełnomocnikami rządu polskiego i białoruskiego wynikające ze sprzeczności interesów obu krajów. Władzom sowieckim nie zależało na emigracji Polaków i czyniły one wiele zabiegów, aby zatrzymać potencjalnych uchodźców w granicach Związku Sowieckiego. Kraj ten podczas wojny utracił wielu obywateli, a Białoruś należała do najbardziej wyludnionych obszarów ZSRR. Odbudowa republiki wymagała zatrzymania wszelkich możliwych rąk do pracy. Dlatego władze stwarzały wiele formalnych przeszkód utrudniających katolikom przesiedlanie się do Polski. Tendencje do utrudniania wyjazdu pojawiły się szczególnie w 1946 r., gdy dokonano spisu ludności białoruskiej na Białostocczyźnie i gdy okazało się, że ubytków powstałych w wyniku przesiedlenia Polaków w żaden sposób nie zrekompensują Białorusini z Polski. W rezultacie w 1946 r. zaostrzono kryteria umożliwiające przesiedlanie się do Polski. Decyzje o udzieleniu zgody na wyjazd podejmowały specjalne komisje, w których najważniejszą osobą był zazwyczaj naczelnik tajnego wydziału, będący pracownikiem NKWD. Część Polaków pozostała na Białorusi wbrew własnej woli, gdyż nie dysponowała wymaganymi dokumentami lub została uznana przez komisje jako Białorusini.

Przed odprawą transportu (jednak nie wcześniej niż 10 dni przed wyjazdem) wygnańcy otrzymywali karty ewakuacyjne, które uprawniały ich do przekroczenia granicy z Polską.  Karty składały się z dwóch, jednakowo brzmiących części – polskiej i rosyjskiej – i zawierały podstawowe dane repatrianta oraz osób, z którymi opuszczał on ZSRR. Na kilka dni przed planowanym odjazdem pociągu grupa przyszłych pasażerów otrzymywała informację od pracowników Związku Patriotów Polskich o czasie i miejscu zbiórki.

W pobliżu szlaków kolejowych ZPP tworzył tzw. punkty ewakuacyjne dla oczekujących na odprawę pociągu. Repatriantów lokowano najczęściej w magazynach, halach dworcowych, klubach, nawet w nieczynnych cerkwiach. Do punktów ewakuacyjnych stopniowo dowożono kolejne partie osób z odległych i rozproszonych na dużym obszarze osiedli. W owych swoistych poczekalniach panowała ciasnota i trudne warunki bytowe (brakowało jedzenia, lekarstw, dostępu do bieżącej wody, ludzie spali na bagażach). Czas oczekiwania na odprawę pociągu bardzo często znacznie się wydłużał, nawet do kilku tygodni. Powodem opóźnień była np. niedostateczna liczba podstawionych wagonów oraz fatalny stan taboru. W takich okolicznościach ci, którym udało się przewieźć też zwierzęta gospodarskie byli szczęściarzami (np. podróżująca bez męża Genowefa Kiewlicz przewiozła szczęśliwie do Świbnej krowę). Przed odjazdami pociągów repatrianci brali udział w wiecach pożegnalnych, przygotowanych przez brygady kulturalno-oświatowe ZPP. Z trybun ustawionych na dworcach lub peronach znów mogli usłyszeć o „gościnności” Związku Radzieckiego oraz o katalogu „dobrodziejstw”, jakich ponoć zaznali w czasie swojego pobytu na radzieckiej ziemi. Podróż do Polski rozpoczynała się przy akompaniamencie hymnów Polski i ZSRR. Wagony i parowozy udekorowane były żywą zielenią, portretami Stalina, Bieruta i Wasilewskiej oraz transparentami, na których umieszczono hasła propagujące przyjaźń polsko-radziecką.

Podróż do Polski odbywała się pociągami towarowymi, podobnymi do tych, którymi pięć, sześć lat wcześniej deportowano wygnańców na wschód. Mimo to warunki jazdy były raczej dobre. Inne były przede wszystkim nastroje pasażerów – dominowała radość z powrotu do ojczyzny, ale i żal za bliskimi, zmarłymi na wygnaniu. Wyżywienie i opieka nad repatriantami były zazwyczaj zadowalające. Podczas postojów podróżni robili zakupy lub rozpalali przy nasypach torowych ogniska, by tam podgrzewać skromne posiłki. Nad pasażerami czuwała załoga transportu złożona z komendanta (delegowanego przez władze radzieckie), jego zastępcy (ze strony ZPP) oraz zespołu pomocniczego. W większości pociągów powoływano komitety przesiedleńcze, a w ich składzie poszczególne sekcje: lekarsko-sanitarne, zaopatrzeniowe, żywnościowe, kulturalno-oświatowe itp. Spośród repatriantów wybierano także naczelników wagonów i dziesiętników. Przed podróżą drużyny transportów odbywały narady szkoleniowe i odbierały od pracowników ZPP szczegółowe instrukcje. W transportach prowadzona była agitacja polityczna, ale zazwyczaj to sami repatrianci organizowali sobie czas w trakcie podróży do kraju.

 Transporty z repatriantami z Białorusi wjeżdżały do Polski przez stację graniczną w Brześciu. Podróżnych odprawiała radziecka służba graniczna, która sprawdzała dokumenty (odrywano rosyjskojęzyczną część karty ewakuacyjnej), kontrolowała stan liczebny pasażerów, dokonywała pobieżnej, najczęściej, rewizji bagażu. Podczas tych czynności zdarzały się przypadki okradania repatriantów przez sowieckich żołnierzy. Po postoju trwającym od kilku do kilkunastu godzin repatrianci przesiadali się do podstawionych przez polskie koleje składów i przekraczali granicę. W Brześciu repatrianci odwiedzali parafię rzymskokatolicką i uczestniczyli tam w mszach świętych. W myśl rozporządzeń Państwowego Urzędu Repatriacyjnego transporty wjeżdżające do kraju przez Brześć były kierowane szlakiem przez Warszawę do Poznania. Następnie repatrianci byli osiedlani na Ziemi Lubuskiej, w Wielkopolsce i na Pomorzu Zachodnim.

W czerwcu 1946 r. odjechały do Polski ostatnie transporty. Na kolejne trzeba było czekać aż do lat 1958-59.

Do Świbnej transport dotarł w maju 1946 roku. Część domów była już zajęta w wyniku tzw. dzikiej repatriacji, która odbywała się w 1945 r. Jeden z mieszkańców przyjechał do Świbnej dopiero w 1959 r.

Wykorzystano:

Eugeniusz Mironowicz - Przesiedlenia ludności z Białorusi do Polski i z Polski do Białorusi w latach 1944-1946,

Wojciech Franciszek Marciniak - Związek Patriotów Polskich jako organizator repatriacji obywateli polskich z ZSRR w latach 1945–1946

Poniżej lista właścicieli gospodarstw rolnych we wsi Wasiewicze. Do Polski wyjeżdżały na ogół dzieci tych osób, dlatego nazwiska brzmią swojsko, ale imiona nie zawsze się zgadzają.

Taką Świbnę zastali repatrianci w 1946 roku:

budynki_głowna_wies.jpeg

W północno-zachodniej części wsi, a więc od strony Jasienia, znajdowały się jeszcze dwa gospodarstwa o numerach 24 i 38:

domy dodatkowe.JPG

A nad Lubszą osady:  Thomas - Mühle, Krebsmühle i Neu-Hammer Mühle - wszystkie administracyjnie przynależały do Świbnej

młyny.JPG

Krebsmühle

Thomas-Mühle

NHMuhle.JPG

Neu-Hammer Mühle

W tych domach osiedlili się nowi mieszkańcy Świbnej:

bottom of page